literature

no title fick part II

Deviation Actions

kuroi-shiro's avatar
By
Published:
94 Views

Literature Text

- co? Co? Co ona śpiewa? „Fuck off"? – Die zamrugał ze zdziwienia.
- nie nie, to było „faggot" – Kyo pokręcił głową.
- … idioci, to było „far of" …. – Obaj spojrzeli na mnie jakbym dokonał jakiegoś wielkiego odkrycia ALBO postradał rozum do reszty.

Jechaliśmy właśnie taksówką do hotelu, ja byłem z Die i Kyo, Kaoru jechał z Shinyą. Wszyscy nudziliśmy się niemiłosiernie, w taxi było około 30'C i nawet włączona klimatyzacja zdawała się buntować i nie czuć było chłodu. W dodatku utknęliśmy w gigantycznym korku. W radiu leciała piosenka śpiewana przez jakąś amerykańską gwiazdkę jednego sezonu i z nudy zaczęliśmy wyłapywać jakieś zdania czy słowa jednocześnie sprawdzając KTO JEST LEPSZY z angielskiego. Oczywiście każdy z nas był beznadziejny, ale Die się upierał, że to on jest najlepszy i on wie najwięcej. Jak mali chłopcy. Przechwalaliśmy się przed sobą i oczywiście to była taka wieczna dziecięca konkurencja, tak naprawdę nigdy ze sobą nie walczyliśmy o nic. To było tylko dla zabawy i tym razem także i z nudów. Nagle mój telefon oświadczył, że dostałem wiadomość. Sięgnąłem po niego i przeczytałem „po prawej.". Dość dziwna i krótka wiadomość od Kaoru. Spojrzałem na prawo i…. Oczy omal mi omal nie wyszły z orbit ze zdziwienia. Na prawym pasie stał sobie autokar z nazwą jakiejś drużyny koszykarskiej, a w nim roześmiane cheerleaderki. Piękne blond amerykanki o kalifornijskim typie urody („tak to się mówi..?" Zastanowiłem się w duchu). Opalone giętkie ciała, rozjaśniane włosy i makijaż rodem z taniego filmu dla dorosłych. Wszystkie one machały do kierowców stojących w korku i miałem wrażenie, że tym co robiły chciały umilić im czas. Część z nich stała w oknach zupełnie bez koszulek i bielizny i machały kolorowymi pomponami wykrzykując coś po angielsku. Nic nie rozumiałem, ale taki widok.. No cóż. Musiałem naprawdę się gapić przez jakiś dłuższy czas, bo w końcu Die i Kyo też zaczęli wciskać się koło mnie i podziwiać te dziewczyny.
- nic specjalnego tak właściwie… - osunąłem się na siedzenie nieco zniesmaczony.
- no jaki ty durny jesteś! – Oburzył się Die.  – A co PANA kręci jeśli można wiedzieć? Jeśli nie krągłe balony?
- a widzisz.. Widocznie co innego. – Starałem się zrobić poważną minę.
- oj zostaw go, on widać woli chłopców. – Mruknął nieprzytomnie Kyo nie odwracając nawet głowy od okna.

Dojechaliśmy na miejsce z dużym opóźnieniem, na szczęście pokoje były zarezerwowane, bo inaczej nie poradzilibyśmy sobie. Zewsząd otaczali nas ludzie, którzy ani słowa nie umieli powiedzieć po japońsku. No, może raz usłyszałem coś w rodzaju „ouhayouu", ale nie byłem już pewien czy chodziło o nasze „ohayou" czy ich Ohio. Eh, to jest najgorsze w podróżach. A kiedy już ktoś próbuje nawet coś powiedzieć, to zwykle tak kaleczy, że nikt z nas nie rozumie ani słowa więc po prostu uprzejmie przytakujemy. Do pokojów znowu zostaliśmy porozdzielani w dość dziwny sposób. W końcu jest nas pięciu, zwykle więc zajmujemy pokoje dwu- i trzyosobowe. Właściwie to każdy z nas był ciężkim współlokatorem dla drugiego.
Kyo: śpi. Cały czas. Naprawdę. Każdą wolną chwilę wykorzystuje na spanie. Albo siedzi w odległości jednego metra od telewizora z kartką i długopisem i wpatruje się w śnieg co chwila powtarzając żeby być cicho, bo myśli.
Die: pan kiedy-się-pojawiam-piwo-znika-z-lodówki. Podrywa wszystkie pracownice na swój łamany angielski i ogląda po nocach płatne kanały z filmami porno.
Shinya: wpychacz jedzenia. Nie dość, że cały czas narzeka, że źle się odżywiamy, to jeszcze co pięć minut dzwoni do domu pytając o swoje psy i przeżywa każde ich zaparcie czy biegunkę.
Kaoru: pan pracoholik. Nie je, nie śpi, tylko siedzi i molestuje wszystkich, że się obijają zamiast pracować. Niedługo pewnie zapomni oddychać z przepracowania.
No i ja, Toshiya: hm.. Nie wiem, z pewnością mam jakieś wady, ale ciężko mi je wskazać. Nie to, że jestem zarozumiały. Po prostu każdy ma inny punkt widzenia, prawda? Przecież żaden z nas nie widzi swoich wad, uważamy to za cechę charakteru, coś normalnego. I w większości przypadków nawet byśmy nie przypuszczali, że to może irytować innych. Więc po prostu skończę teraz te pierdoły i powiem jak zamieszkaliśmy.

Shinya zajął pokój z Kyo i Die'em, a ja z Kaoru. Dobrze? Źle? Nie mam zdania, każdy ma jakieś wady (jak już wspomniałem wcześniej), ale każdy ma też swoje plusy. Kyo okupuje łazienkę najkrócej z nas, 11 minut. Die nieźle gotuje, poza tym co nieco jednak zna angielski. Shinya też dobrze gotuje, w dodatku jest jak mama – zadba o ciebie, wyprasuje ubrania, coś upierze.. No i jest jeszcze Kaoru, Kaoru akurat potrafi naprawdę zmotywować cię do pracy. To ważne, bo kiedy tu przyjeżdżamy to jednak wiadomo… chcemy trochę wakacji, trochę spokoju i odpoczynku. Niestety albo i stety. To nie z Kaoru.
tak, teraz już wiadomo o czym/o czym to bazgrolenie będzie. mam nadzieję, że nie zostanę zlinczowana po wyjściu z domu. wszelki uwagi czy ostatecznie nawet pochwały mi proszę pisać, jestem otwarta na krytykę (poza takim "do dupy, ale CO to już nie umiem wytłumaczyć bo mam mózg wielkości rodzynka). miłego czytania życzę~
© 2009 - 2024 kuroi-shiro
Comments4
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In